Będąc już w Pekinie - zostaliśmy zaproszeni przez Aster??(tak na imię miała Pani Przewodnik, tak chyba przetłumaczyła swoje imię, zebyśmy zrozumieli) do Dr Tea ("muzeum herbaty"), gdzie widzieliśmy ceremonię parzenia różnych herbat, a potem odbyły się ich degustacje.
I znów jazda po Pekinie.... - a na deser ta dobra kobieta zafundowała nam masaz stóp, który odbywał sie w gabinecie znajdujacym sie w obiekcie stadionu lekkoatletycznego. Dorwali nas jacyś faceci, uciskali, gnietli, uderzali w te nasz biedne stópki -było ciężko, ale potem efekt super. Masowali prawie tak jak ja.
Całość, tzn Mur, wizyty w Fabrykach, herbata, masaż, private samochód, itd - kosztowało nas 200 Julków (osoba), ale tak jak wspomniałem -nie spodziewalismy się, że program wycieczki powiększy się o w/w atrakcje. Gdy w Pekinie kupowaliśmy bilety, nie było mowy o wielu rzeczach. Bardzo dziekujemy organizatorom :-))
Jak juz nóżki odpoczęły, wyruszylismy na spacer na Plac Sportowy.
Widzielismy kawałek miasteczka olimpijskiego, bo całości sie nie da :-)
Byliśmy wielka atrakcją na placu przed Stadionem, basenem olimpijskim oraz niedaleko konstrukcji, na której płonął znicz. No taktak, nie ma sie co smiać. Trzech białych, wesołych chłopaków, to cos, co przyciaga obecnych tam Chińczyków. Bo takich trzech jak my, to tam nie było :-)))
I na tym kończy się dzień...Wracamy do domku...A tłumy Chińczyków jadą za nami...Wszędzie te tłumy...:-))